środa, 6 czerwca 2007

klucz do klatki

No i stało się.
Osiągnęliśmy wiek, w którym nasi rówieśnicy hajtają się, bo chcą, a nie dlatego, że wpadli...
Mam się czuć staro??
Nie rozumiem tego pędu po obrączki. Naprawdę. Co w tym takiego specjalnego? Będzie cię bardziej kochał, jak da się zniewolić kontraktem? Bardziej szanował? Nagle przemieni się w ideał? Wolne żarty :|

Ze związku czasem i tak jest się wystarczająco ciężko wyplątać, po co sobie jeszcze komplikować to prawem? Poza tym, jak można mając lat dwadzieścia kilka wiedzieć, co się będzie czuło za trzydzieści lat? Jak można brać odpowiedzialność za człowieka, którym się dopiero będzie i którego się nie zna i w jego imieniu przysięgać wieczną miłość? W dodatku człowiekowi, który za te trzydzieści lat również będzie
kimś zupełnie innym...

Kompletnie nie wyobrażam sobie siebie w takiej sytuacji. Prowadzę sobie bujne życie studencko-towarzysko-singlowe, popadając od czasu do czasu w jakiś związek lub inną relację damsko-męską, ale zawsze wracając do stanu równowagi i samodzielności i w życiu nie zamieniłabym mojego życia na dobrowolne więzienie. To nie dla mnie. Żadne Küche, Kirche, Kinder! Nie dam się zaobrączkować jak gołąb za pomocą symbolu własności. Związek jest od tego, żeby każdego dnia sobie pokazywać, że nam zależy. A nie, żeby mieć papierek, oddać swoje nazwisko i być na siebie skazanym przez jedną deklarację.

Brak komentarzy: