niedziela, 7 października 2007

życie jest gdzie indziej...

Mój pierwszy tydzień po powrocie do Poznania własnie dobiega końca.
I niby miało być tak cudownie, i tak bardzo chciałam tu wrócić i tak bardzo nie mogłam się doczekać...

I kiedy to w końcu mam, to wcale mnie to tak nie cieszy...
Owszem, fajnie jest móc zobaczyć znowu znajomych i przyjaciół, których sie nie widziało całe wakacje. Fajnie jest połazić znów na zajęcia i olewać wykłady, tak od pierwszego tygodnia. Fajnie jest mieszkać z zajebistą ekipą i fajnie jest mieć przy sobie swoje książki, swoją playlistę i swojego kompa. Fajnie jest mieszkać w mieście, które znasz na tyle, że nie boisz się w nim zgubić. Fajnie jest mieć możliwość pójścia na Fortunę. Fajnie być znowu wśród ludzi, którzy wiedzą, co to znaczy "wuchta wiary" i "tej". Fajnie być znów z "elit społecznych" i mieć zniżki studenckie. Tylko co z tego?

Co z tego, kiedy ja chcę być zupełnie gdzie indziej, bo tu się nic nie dzieje? Pamiętam, jak przed wyjazdem do Manchesteru mówiłam, że mam już dość szwędania się po świecie i że czas osiąść w Posen i jak usłyszałam w odpowiedzi, że pewnie jak zwykle zmienię zdanie, bo jestem powsinogą... I jak widać jestem.

I nie wiem czemu, po raz pierwszy mam wrażenie, że moje uwiązanie w Poznaniu nie pozwala mi rozwinąć skrzydeł i że marnuję tu czas kończąc studia, które i tak nie przygotują mnie do tego, co chciałabym w życiu robić...

Jest tyle miejsc, w których jeszcze nie byłam i które czekają, aż je odkryję... A ja siedzę tu. I mam wrażenie, że marnuję swój czas.

Brak komentarzy: