środa, 15 sierpnia 2007

Czasami sama sie zastanawiam, skąd we mnie jest tyle siły.
Sytuacje, które niejednego by położyły, mnie co najwyżej zatrzymują na moment, a potem otrzepuję kurz i idę dalej. Co cię nie zabije to cię wzmocni?

I czasami mam też wrażenie, że nie każdego warto na siłę ciągnąć za sobą na powierzchnię... Czasem lepiej pozwolić komuś się utopić, żeby i ciebie nie ściągnął w otchłanie. Tym razem mi się udało dopłynąć do brzegu, ale następnym mogę się zorientować za późno. A może wcale nie? Może to nie była granica mojej wytrzymałości?

Na pewno za to wiem teraz, że przeszłam, przez co miałam przejść i jestem silna. Mam z powrotem ten wewnętrzny impuls, żeby iść dalej. Mam wiarę w siebie i własną godność, szacunek i wysoko podniesioną glowę. I nigdy nikomu juz nie pozwolę pod przykrywką pomocy stanowić dla mnie takiego ciężaru.

Sama sobie sterem, żeglarzem i okrętem. I Jackiem Sparrowem :)

sobota, 11 sierpnia 2007

Post bedzie bez polskich znakow. Co mnie drazni.
Bo pisany jest z UK. A szukanie znaczkow po polskich stronach i wklejanie ich jaklos mnie nie bawi...

Zastanawiajce jest, jak latwo czlowiek odzwyczaja sie od rzeczy, ktore wydawaly mu sie absolutnie niezbedne do zycia. Zyje poltora miesiaca bez stalego lacza i nie mam obajwow odwyku. Zadnych palpitacji serca, urywanych oddechow, majakow, mdlosci, omamow i drzenia rak. Zyje.

Choc moze tu chodzi o to, ze wiem, ze to tymaczasowe. Za miesiac wroce do Poznania i moje zycie powroci do swojego dawnego tempa, do starych utartych kolein. A moze pojdzie zupelnie inna droga? Hannibal mowil, ze jesli nie ma drogi, to sie ja wytyczy. wiec tak zrobie. a co. on mogl, to ja tez.

Jedyne, za czym bede tesknic, to oryginalny Guinness i zarobki w funtach. poza tym - moje miejsce jest w Polsce. Odkrylam to ostatnio. Owszem, chce byc " swiatowa", zwiedzac, jezdzic, poznawac ludzi, kultury itd, ale chce miec swoje miejsce na Ziemi w Posen.

Czasem dobrze jest zawiesic wszystko, co bylo kiedys wazne, albo nawet wydawalo ci sie, ze nadal jest, wyjechac na drugi koniec Europy i spojrzec z dystansu na wlasne zycie. Od razu wszytsko staje sie prostsze, bo odkrywasz, za czym tak naprawde tesknisz.
I nagle sie okazuje, ze brakuje ci powietrza miasta, w ktore wroslas, Fortuny pitej na skwerku na Cytadeli albo pod baszta, wyjscia ze znajomymi do Dragona, ludzi, z ktorymi spedzasz najwiecej czasu i smiesz dopiero teraz, z dystansu, nazwac swoimi przyjaciolmi,ktorzy nawet teraz nie pozwlaja ci zapomniec, ze sa i ze tesknia...

I pewne rzeczy nagle okazuja sie bez znaczenia. Rzeczy, ze ktore dalabym sie pokroic jeszcze dwa miesiace temu. Za ktore oddalabym wiele. Teraz juz nie maja znaczenia... Bo z dystansu sa mniejsze. Czyli maja swoj wlasiwy rozmiar.