poniedziałek, 4 sierpnia 2008

czytadło

po raz pierwszy od nie-pamiętam-kiedy zaczęłam czytać książkę, która nijak nie jest związana z tym, czym się zajmuję akademicko-naukowo-zajęciowo (czy jakoś tak). I zaczęłam się zastanawiać, kiedy ostatnio czytałam coś tylko i wyłącznie dla hedonistycznej przyjemności obcowania ze słowem pisanym (patrząc na stosunek czytających do oglądających niedługo ta rozrywka stanie się także poniekąd perwersyjna). I wyszło mi, że w boże narodzenie. Choć nie jestem pewna, czy to się liczy, bo czytałam po angielsku, czyli jednak jakiś utylitaryzm dostrzec w tym można było... No, ale cóż poradzić, jak człowiek się na jakieś dzieło napali, a żadne z polskich wydawnictw nie pokusiło się jeszcze o wydanie tego po polsku? (notabene, czytałam 'Wicked' Gregory'ego Maguire)

Więc po ośmiu bez mała miesiącach w końcu znowu udało mi się znaleźć chwilkę, którą nie poświęciłam ani prasie, ani Fachbucher. Dostałam od mamy na imieniny (eh, katolickie wtręty w życiorysie, nigdy się człowiek tego nie pozbędzie...) czytadło. Nieskomplikowane, naiwne romansidło, wprawdzie bez arlekina, ale spokojnie mogłoby się tam znaleźć. I... nie zdzierżyłam :)

Dla odreagowania sięgnęłam po klasyka. Przy beletrystyce zostałam, żeby sobie statystyki jednak trochę poprawić. Ale tym razem to faktycznie jest literatura piękna. I ja jednak uwielbiam Kunderę, w każdej postaci. A romansidła niech stoją i zbierają kurz. Przynajmniej do czegoś się przydadzą.

niedziela, 3 sierpnia 2008

moralny ekshibicjonizm.